Kontakt:
adamus@poczta.fm
Odszkodowanie



Jednak napiszę, a co mi tam..

Jakiś czas temu miałem bliskie spotkanie pierwszego stopnia z piłą tarczową, popularną krajzegą. Efektem spotkania były "rany szarpane palca wskazującego i środkowego lewej dłoni". Na pogotowiu założono mi kilkanaście szwów. Po okresie leczenia pozostały mi zrosty (jeszcze bolesne) i przykurcz palca wskazującego, ale co tam, ważne, że są!

Jako że jestem ubezpieczony w PZU Życie (oddzielnym ubezpieczeniem) wystąpiłem o należne mi odszkodowanie. Co trzeba załatwiłem w Wieluniu i miałem czekać, "aż się ktoś odezwie". Czekałem bardzo krótko. Po kilku dniach odezwała się pani w telefonie informując na wstępie, że rozmowa jest nagrywana. Zawsze się wtedy zastanawiam, czy to powtórka z Barei "rozmowa kontrolowana, rozmowa kontrolowana", czy element zastraszenia, by rozmówca był grzeczny. Jak się okazało, pani dzwoni ze Szczecina, bo tam trafiła moja sprawa (poczułem się ważny, że tak daleko od Wielunia o mnie myślą!).

W czasie miłej rozmowy pani mnie poinformowała, że na podstawie średnich wypłat za podobne urazy otrzymam łącznie 750 zł, (600 + 150), jeśli wyrażam na to zgodę. Na pytanie, jakie mam możliwości usłyszałem, że mogę odmówić, wtedy sprawą zajmie się lekarz orzecznik, który może obecną kwotę pozostawić bez zmian, może też podwyższyć lub obniżyć. Na taką propozycję nie do odrzucenia, zgodziłem się na proponowaną kwotę.

Po zakończonej rozmowie zdałem sobie sprawę, że dostałem 375 zł. za palec. Trochę mało, tym bardziej, że kilka(naście - ten czas tak leci!) lat temu za jeden poszarpany palec, ta piła mnie wyraźnie nie lubi, otrzymałem 900 złotych. Wtedy zdecydował lekarz w czasie bezpośredniego spotkania, a nie urzędnik.

Po góra 20 minutach zadzwoniłem ponownie. Pani była wyraźnie zaskoczona, bo już wysłała na moje konto pieniądze. Jednak oświadczyła, że jeśli dostarczę pełną dokumentację medyczną, to sprawa zostanie powtórnie rozpatrzona.
Dokumentację dostarczyłem.

W odpowiedzi zostałem poinformowany, że "lekarz orzecznik" stwierdził, że tak właściwie to należało mi się 480 zł., a nie 600, jak początkowo otrzymałem. Oczywiście, z tą "oczywistą oczywistością" się pogodziłem, przecież nie będę się sądził. Dobrze, że PZU nie będzie się domagało zwrotu nadwyżki z wypłaconej już kwoty. Taka porządna instytucja!

Teraz nastąpiła refleksja.
1. Odszkodowanie otrzymałem na podstawie decyzji urzędnika na podstawie średnich wypłat, bez udziału lekarza.
2. Po odwołaniu lekarz orzecznik, którego na oczy nie widziałem ani on mnie, urzędujący w mieście odległym od Wielunia o prawie 500 km., decyduje znów zaoczne o wysokości tego odszkodowania.
3. Oczywiście, czego można się było spodziewać, a o czym przestrzegała mnie pani "opiekun sprawy", zaproponowana kwota jest niższa. To taka nauczka dla zachłannego klienta.

Nie mam i nie mogę mieć pretensji do nikogo tego łańcuszka "ludzi dobrej woli". Zarówno oni, jak i ja jesteśmy drobnymi elementami tej machiny urzędniczej XXI wieku, w której odległość i człowiek nic nie znaczą. I niech mi nikt nie próbuje wmawiać, że "czarne jest czarne, a białe jest białe", jak mówi prominentny klasyk polskiej sceny politycznej.

Zastanawiacie się, dlaczego to piszę, przecież nikogo to nie obchodzi.
Bo szlak mnie trafił, gdy okazało się, że pewna pani została właśnie powołana do władz PZU za skromne 90 tys. zł. miesięcznie. Ta jedna miesięczna pensja wystarczy na 120 takich przypadków jak mój!
To było nie tylko powołanie, to wniebowstąpienie!
PAD miał chyba wizję mówiąc, że to dojna zmiana, szkoda, że tylko dla wybranych!!!

Adam Ustyniak.       18 czerwca 2017 r.


2016; hobby_TOT all right reserved     do strony głównej       do góry - top
Ta witryna nie używa plików cookies w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Nie wykluczmy jednak możliwośći korzystania z takich plików przez serwery i dodatki internetowe z których możemy korzystać. Każdy może zaakceptować pliki cookies korzystająć z domyślnych ustawień swojej przeglądarki, istnieje również możliwość ich zablokowania.