Polski wrzesień

Szczęście małżeńskie Józefa i Janiny nie trwało długo. Zbliżała się wojna. Dnia 28 sierpnia 1939 roku, w dwa miesiące i pięć dni od dnia ślubu Józef otrzymał wezwanie do stawienia się w jednostce wojskowej. Według słów cioci Stefci miał się stawić w Łęczycy. Nie była to rodzima jednostka Józefa Marciniaka. Jak pamiętamy służył w 24 pułku ułanów w Kraśniku. Był jednak ostatnim rocznikiem tego pułku, który dosiadał konia, gdyż pułk od 1937 roku został zmotoryzowany. Biorąc pod uwagę jego wyszkolenie przypuszczałem, że dostał przydział do jednostki konnej.

Z początkiem września rozpoczęła się polska "wędrówka ludów". Tysiące ludzi uciekało przed frontem lub wracało w rodzinne strony. Również Jasia wyruszyła do rodzinnego Gąbina. Spotkała się tam z mężem w dniu 8 września 1939 roku. Według rodzinnych opowieści teściowa, mama Jasi zaproponowała Józefowi, by przebrał się w cywilne ubranie i pozostał w Gąbinie. Józef, działacz społeczny, wiciarz, patriota, tylko się obruszył i oburzonym tonem odpowiedział "co też mama proponuje polskiemu podoficerowi!". O drugiej po południu był jeszcze z żoną w gąbińskim kościółku i modlili się o opiekę i zmiłowanie. Przyrzekli też sobie, że w przypadku wojennej rozłąki przez 10 lat czekać na siebie będą. Nie wiedzieli, jak wróżebne to były słowa.

Po 8. września słuch po Józku zaginął. Po zakończeniu kampanii wrześniowej Jasia miała nadzieją że Józef żyje.
W pamiętniku pisała m.in.:

Bieniądzice d. 5 X. 39 r.
Wczoraj po przeszło miesięcznej nieobecności wróciłam do domu i zastałam puste mieszkanko. Nie ma mojego chłopczyka serdecznego. A tak się łudziłam całą drogę, że może On w domu, w naszych milutkich pokoikach jest - i nie ma Go. Jaka ogromna pustka wieje z tych mieszkań, jak Jego nie ma. Jak mi tu ogromnie tęskno za Nim Juziuńkiem najmilejszym. Najmniejsza rzecz przypomina mi Jego, serce mało z bólu nie pęknie! Juzeczku, chłopczyku serdeczny, gdzie jesteś! Czemu nie słyszysz mojego wołania, czemu nie wracasz. (...) Boże kochany, tak dużo żołnierzy wróciło, a Jego nie ma. (...) Jezu! wysłuchaj mnie, powróć mi Juzeczka, nie daj, bym samam została na tym świecie, raczej mnie zabierz do siebie Juzeczku.

Piątek, 27 pazdziernika 1939 r.
... Tak się cieszyłam, jadąc do Łodzi, że Cię nareszcie znajdę, zobaczę, uścisnę! I na nic moja droga! A z taką ufnością jechałam z Michałem do Łodzi. Jezu Kochany, czemu się nie zabiłam wychodząc ze szpitala, gdzie mi powiedziano, że Ciebie nie ma i że wogóle takiego nie było na terenia Łodzi!
Józiulku, wszędzie Cię szukałam, po wszystkich szpitalach, po wzystkich więzieniach, gdzie jeńców trzymają, a nawet w radkacji byłam! I nigdzie Cię nie znalazłam. I znów wróciłam sama, chora, zmęczona i z okropnym zwątpieni w sercu.


Niedziela, 15 pazdziernika 1939 r.
(...) Dziś była Maryśka z Mietkiem i z Lilką u mnie, myśleli, że ty już jesteś. A ciebie nie ma Kochanie. Lilcia mi mówiła dzisiaj: Nie płacz ciociu, jak ja mówię paciorek, to tak Bozię proszę: Boże daj, żeby przyszedł cioci Jasi wujek Józio, bo my go bardzo kochamy i ciocia się martwi i płacze". Módl się Liluśka, może ciebie Bozia wysłucha, boś malutka!

Na zdjęciu (Fot. 48) Jasia i "Liluśka", 1940 lub 1941 rok.


Czyniła też pewne ograniczone wówczas działania poszukując Józefa, m. in. przez PCK (Fot. 49).

Jak wynika z pamiętników, o śmierci Józefa dowiedziała 24 czerwca 1940 roku, dokładnie w rok po ślubie. Otrzymała pismo z Biura Informacyjnego Polskiego Czerwonego Krzyża, iż kpr. 24 p. uł. Marciniak Józef poległ dnia 16 września 1939 roku we wsi Jaźwiny gmina Miastków powiat Garwolin. Zrealizował się najczarniejszy scenariusz ich krótkiego pożycia - Józef zginął.

W swoim pamiętniku ten dzień zapisała tak:
24 VI 1940 r.
Józeczku, Chłopczyku najukochańszy!!!
Dziś jest pierwsza rocznica naszego ślubu! I dziś, ach Boże kochany, dziś dowiedziałam się, że ty nie żyjesz!!!
Jezu, Jezuniu kochany! Po coś pozwolił mi dożyć tej chwili, po co? Po co i mnie gdzieś kula nie trafiła. Po co ja żyję, gdy ciebie już nie ma, Józiu! Jezu, zlituj się nad nim, nie daj, by to była prawda. Daj by On żył i wrócił. ...Rok temu tak byliśmy szczęśliwi, a dziś?!

Mimo tak jaskrawego dowodu, Jasia miała przez bardzo długi okres czasu nadzieję, że może to pomyłka, że może Józef żyje. Wciąż prowadziła pamiętniki z nadzieją, że Józef wróci. Ale Józef rzeczywiście zginął.

W 2001 roku Polski Czerwony Krzyż na moją prośbę potwierdził datę i miejsce śmierci Józefa. Równocześnie dowiedziałem się o ekshumacji prochów poległych żołnierzy na cmentarz wojenny w Garwolinie.