|
Wszyscy się dobrze znali w wzajemnem współżyciu,
Jak zwykle wśród sąsiadów. To też po przybyciu Do stołu jadalnego, jak kto chciał, usiedli I bez zbytnych certacji, co na stole - jedli... Nad talerzem lub szklanką zlekka pochyleni, Ginąc w oparach potraw, wśród słońca promieni, Dziwne doprawdy razem stanowili grono, Jakby przez szkła stubarwne światła nań puszczono... Błyszczą się kamizele z ałasu i sukna, Grają kolorem swetry dziane w różne włókna, Połyskują agrafki, szpilki i krawaty... W tej chwili roznoszono ostanie herbaty. Jeszcze ten i ów kończył palić papierosa Lub opowiadać z gestem, jak to mu z ukosa I zupełnie znienacka wyskoczyło właśnie Kocisko... A Gospodarz z nagła jak nie wrzaśnie: "Na bryczki pasibrzuchu! ha! ha! ha! ha! - Lenie! Przyrośnięcie do krzeseł! Prostować golenie I siadać po dwóch razem, parami!..." Pan domu Jeszcze z sieni na cały głos woła, jak komu Jechać do lasu trzeba, dysponuje z werwą I jowialnie docina druhom... Więc się zerwą Strzelcy w mig od śniadania, jakby ich grom raził... A nie było nikogo, ktoby się uraził Tonem, co w rzeczy samej pieścił serce ino I do czynu pobudzał, jak odstałe wino. Powstał zgiełk, zamieszanie, jak to zwykle bywa Gdy się siada do bryczki. Ten cicho wyzywa, Psią krwią szafując dzielenie, bo już nie pamięta, Gdzie to wczoraj położył ładunki! - "Przeklęta Godzina sakrrramencka!..." Warknie drugi w gniewie: Popychając kamratów oburącz przed siebie, "Gdzież znowu moja flinta? Mam tylko futerał!..." Trzeci milczkiem z uwagą pośród burek szperał Bo mu się właśnie czapka nagle zapodziała, "Pamiętam doskonale, gdzie wczoraj wisiała, A dziś..." (Tymczasem inni są już niemal w lesie) -"Nuże! - krzyknie pan domu - guzdrały, obwiesie! Ha! ha! ha! Niań wam trzeba, do jasnej Chimery! Siadać na bryczki! Żywo! Jazda do bariery Koło dużego dębu, na pierwszą przecznicę!... Ruszyli - pojechali. W domu służebnice Zostały i wraz z panią znów się w pracę wprzęgły. ............................................. Zaproszonych strzelb było z górą osiemnaście, Lecz przybyło na łowy posłusznych piętnaście. Nie wszyscy bowiem jak chcą dysponują czasem, (Okoliczności różnych rządząc się kompasem). Jeden pisał, że leży w gorączce na grypę, Drugi - że od tygodnia ma kaszel i chrypę, Inny, że wypadły mu interesy pilne... Lecz, że warunki aury na ogół przychylne Ustalały się jakoś - śniegu napadało, I mróz wziął w całum kraju, jak radio podało, Przeto nie chciał gospodarz z polowaniem zwlekać, (Na wyzdrowienie wszystkich trudno było czekać...) Toteż Pan Domu z synem liczbę dopełniali Siedemnastu - w tej liczbie strzelcy wyjechali. .............................................. Flinty były przeważnie tęgie. W okolicy Wszystkie zaszczytnie znane, nawet i w stolicy. Z Warszawy właśnie na czas trzy strzelby przybyły. Co wobec trudnej drogi, dało efekt miły. Jedna wprost znakomita - druga nieprzeciętna, Trzecia natomiast średnia - za to nader chętna... Większa część wśród myśliwych - liczni przyjaciele: Ziemianie na swych włościach. Z boku zaś niewiele Przybyło flint: Szczepański z Praszki dotktór znany I z Wieluńskiej Cukrowni - dwóch: blondyn rumiany, Energiczny, naczelny fabryki dyrektor, A z nim jego pomocnik - plantacyj inspektor. Z miejscowego terenu - jeden: Fudakowski Jan, Krewny Senatora. Z wyprawy kijowskiej Słynie, jako Krechowczyk, ułan młodociany, Gdyż miał lat dziewiętnaście wówczas. Dziś ubrany Po cywilnemu (bo jest rotmistrzem rezerwy) Rządzi "Praszką - Pilawą" w pełni sił i werwy. Sam rodem z lubelskiego, ma w Dobrzyńskiej ziemi Majątek. Choć daleko, jednakże wszystkiemi Sprawami zwykł zarządzać i na polowanie, Mimo wszystko, czas znalazł - dzielny niesłychanie!... Do tak zwanych strzelb pierwszych trzy zaliczyć można, Każda bowiem dla zwierzyny jest wybitnie groźna. Każda słynie szybkością i precyzją w strzale, Skąpaną tak w szczeciny, jak i pierza w chwale... Oto senjor Bąkowski Ignacy - cudownie Strzelający. W dubletach szybki niewymownie, Przytem znawca zwyczaju tak zwierza Lownego, Jak i wszlkiego ptactwa. Zaś salonowego Tonu i pięknych manjer mógłby być przykładem, Zwłaszcza, jeśli o mlodych chodzi. Jego śladem Wielu kroczyć powinno nemorodów. Bez chuci Złośliwego "jam lepszy", co niestety kłóci Wiele natur najbujniejszych, a kończy się smutnie, Gdy się chłopca z naganki lub sąsiada utnie... Drugi: łowca namiętny i jak sezon długi Zbierający królestwa laury, mistrz w strzelania Sztuce, w polu i w knieji, bowiem od zarania Najwcześniejszej młodości, a nawet dzieciństwa Rozmaite wśród fauny leśnej płatał świństwa Stworzeniu wszelakiemu, chodząc z guldynkami, Albo małym sztucerkiem. Między sąsiadami Cieszy się słuszną sławą - zwłaszcza szybkie strzały I czyste, niezawodne, dodają mu chwały. To Gustaw Taczanowski, z rodu zaszczytnego Pochodzący, jak również bardzo majętnego Właściciela w Pleszewskiem pięknej ordynacji Do dziś dnia istniejącej. Podczas separacji Majątku Gustawowi przypisano w dziale Rudę - dobra dziedziczne. W młodzieńczym zapale Rozbudował ją pięknie. Z natury gorący, Energiczny, rasowy, ziemię miłujący, Wytrzymały na trudy, a jak że gościnny I serdeczny w obejściu, pomocny, uczynny... Serce jak na patelni i kompan ochoczy... Lecz nad wszystko do strzelby śmieją mu się oczy! Trzeci - Lilpop Tadeusz. Czyliż jest myśliwy. Czytający opisy, na piękno wrażliwy, Coby nie znał nazwiska tego wśród nemrodów Doprawdy znamienitych, tych co słońca wschodów Nie zaliczą na podchodach, podjazdach i tokach Grzeszących z flintą w ręku - myślący w obłokach... (Jan, brat jego rodzony, był mym przyjacielem, oraz kolegą szkolnym i wybawicielem Podczas wielu opresji - świetnie podpowiadał... Dziś czas już nas rozdzielił. Pomnę jak się skradał Umiejętnie a chyłkiem z bronią do lufcika... Widzę to, jakby wczoraj było... Już odmyka Nieznacznie mały lufcik, wysuwa Francott`a Sztucerek gwintowany i zabija kota, Idącego po dachu między kominami). Właśnie wówczas w pokoju był i Tadzio z nami. Miał wtedy lat coś siedem, ale widowisko Wielkie na nim wrażenie zrobiło!... Dziś blisko Już pół wieku minęło od tego momentu Kiedym spostrzegł błysk "żyłki" i temperamentu Łowieckiego w wyrazie zachwytu. - Urwisie! - Pomyślałem - w przyszłości będziesz strzelał rysie!... Reszta strzelb niemal równej spotkała się miary, Czyli dobrej. Niektórych jednak wedle gwary Myśliwskiej "knociarzami" możnaby mianować... (Ci na ogół nie zwykli dokładnie celować) Lecz takich było mało. Zresztą - to rzecz drobna... Nie należy myśliwych każdego z osobna Brać, jeżeli mówimy o dobrym zespole, Słowiącym wspólną miarą tak knieję jak pole... Zgromadzeniu tych ludzi przyjrzawszy się z bliska Dostrzegło się piękne doprawdy nazwiska Potomków bitnych przodków w historji wsławionych. Ojczyźnie krwią i móżgiem dobrze zasłużonych, Których sztandar cnót mnogich z dumą nieśli w górę, Bo w tych cnotach widzieli narodu kulturę; Peretjakowicz, smukłu i suchy mężczyzna, Każdy rasę mu wielką i to słusznie przyzna. Ruskich kniaziów potomek - akcent ma kresowy W mowie - miękki i śpiewny, a urok tej mowy Polega na tym właśnie, że kiedy rachuje Lub zlicza dziesiątkmi - wówczas akcentuje Specyficznie: "dwadzieście, trzydzieście, czterdzieście" Wymawiając tak samo, jak mówi i dwieście. Potem Zan, wnuk Tomasza, druha Mickiewicza, Także do słynnej szlachty słusznie się zalicza, W pieśni o filaretach znanej z poczciwości, W historji - z mnogich zalet, tudzież zawziętości Przeciwko Moskalowi. Również Tadeuszów Trzech. Z nich dwójka, ze wzrostu, zdatna do kon- [tuszów; Kozarski oraz Fiszer, a choć typem różni, Uprzejmi jednakowo, godnie - lecz nie próżni. Piękną stanowią parę. Trzeci zaś Grodzicki, W świat wchodzący dopiero panicz masłowicki, Silny, gorący nieco, za to pełen wdzięku Junackiego i męstwa, co to nie zna lęku W dosiadaniu bachmata, w walce z kłusownikiem, Lub wśród innych opresyj. W zaprawnej pieprzykiem Anegdocie prym wiedzie, pozornie beztroski, Zawsze - pełen humoru - Wojciech Kurnatowski, (Jeden ze starszych rodów w heraldyce znanych) Słynie pośród hodowców w koniu rozkochanych Arabskim - tak dalece, że aż do Buczacza Ponoć jeździł po rasowe klacze. Przekracza Taka podróż dla wielu granice możliwości, Ale jego stać na to. Dalej pośród gości Widać Zajdę, Millera. Tak jeden jak i drugi Dyrektorami dziś są. Pierwszy - okres długi Życia i pracy włożył w przemysł cukrowniczy, Drugi - w pracę bankową. Każdy się też liczy Ze społeczną pozycją obydwu. Różnice Między nimi są znaczne: jeden bowiem wice Wszelakiego rodzaju ubóstwa, gdy drugi Z natury małomówny, zamknięty, przez długi Czas może nic nie mówic, tylko pilnie bada... Jeden dyskretny w ruchach - drugi opowiada O wszystkim zawsze z gestem - żywy, impulsywny... Jeden szczupłu i drobny - zaś drugi zażywny I wysoki; gdy mówi - oczy błyski niecą... Zbyt zawistni gadają, że wszystkie nań lecą Kobiety z towarzystwa! Ja bym w to nie wierzył I sprawę, dość drażliwą, inną miarą mierzył, Oczywista, rzecz gustu. Przedewszystkiem słowo L e c ą jest zrozumiane tutaj zbyt zmysłowo, Powtóre: Z t o w a r z y s t w a k o b i e t y - [Czyż można W s z y s t k i e zaraz brać w czambuł!? Przeciwnie - [z ostrożna Mówić należy o tem i bardzo dyskretnie, Bo gdy się raz aniołom srebrne piórka zetnie, To przyprawić je potem trudno, a zranione, Obrócą straszną zemstę właśnie w twoją stronę!... Lepiej o tem nie mówić - sprawa zbyt tragiczna, Zazwyczaj pełna spazmów, łzawa, histeryczna... Przytem szanse nierówne z aniołami w walce, Gdzie jako oręż wchodzą bardzo zwinne palce! Wszak anioł ryzykuje, gdy na ciebie kroczy, Manicure, a ty, bracie, contra stawiasz oczy! Jeszcze kilku zazwyczaj muśliwych poluje W lasach Strojca lecz dzisiaj właśnie ich brakuje: Edward Kręski z Masłowic - flinta doskonała, Zwłaszcza w otwartem polu. Przybyć również miała Z za Wilna strzelba tęga, szwagier Gospodarza, Młodszy brat Pani Domu. POdług kalendarza Na Chrzcie Świętym mu polskie Wojciech imię dano I w księgę Moraczewskich rodową wpisano. Dalej - nie mógł przyjechać Murzynowski Michał, (Zaziębił się podobno i nadmiernie kichał, Oraz kasłał). A szkoda, bo kompan wspaniały: Bridżaby łyżką jadał i w dowcipie śmiały... Wreszcie nie przybył również dziedzic z Kopydłowa: Daszkiewicz Rajmund - jeno powiedział dwa słowa Przez telefon: "Nie mogę" i "szczerze żałuję" Przytem czuć było w głosie, że żal w nim nurtuje... (Krótko się streszcza, dyplomacją nie zepsuty, Tłomaczyć się nie lubi. Ponoć Korybuty Wszyscy słynęli z tego, że byli ambitni, Przez to trudni niekiedy - za to w polu bitni...) |