|
Biedny zającu, w puchu siwych traw wylęgły!
Na twe życie herlawe dziś się zaprzysięgły Srogie flinty, na słuchy ruchliwe i smukłe. Na twe patry bez powiek, tak dziwnie wypukłe, Pełne lęku w wyrazie - w gruncie rzeczy głupie! Mizerne twoje mięso nic nie warte w zupie, Jako pieczyste ujdzie, choć nie wszyscy chwalą, Jedni tylko raubszyce - to też w ciebię walą O każdej porze roku. Rasowy muśliwy Jednak, ceni twe ruchy i staje się chciwy Kiedy liście pożółkną w jesieni, lub w zimie. Wówczas dybie na ciebie i rad, kiedy w dymie Wywrócisz kozła przez łeb od celnego strzału... Często giniesz niechybnie, bo kicasz pomału. Masz kroki tylne długie, a przednie jak kołki, Przeto wolisz pod góry iść - omijasz dołki... Kosmyk cię twój ośmiesza wśród rodu kociego, Wyszczerzone dwa zęby pasują do niego. Wszędzie, gdzie tylko stąpniesz, pozostawiasz tropy, Których podczas ponowny nie zliczy na kopy. Futro masz bez wartości, grosze płacą za nie Wraz ze skórą, aczkolwiek (skoro takie tanie) Przemyślne pludry z sierści filce ubijają I żołnierzom na brzychy potem nakładają. A w Wiedniu ponoć robią z filcu kapelusze. Wszystko to jest możliwem, lecz klnę się na duszę, Jeśli kapelusz taki ma być wartościowy, To doprawdy nie bardziej niż cena twej głowy... Lecz za to w skoku twoim szybkim i sprężystym, W trudnym strzale wśród krzaków, przede wszystkiem czystym, Miewa dobry myśliwy wielką satysfakcję! Twoja liczebność w knieji stwarza mu atrakcję Zgoła nie byle jaką, choć mówiąc nawiasem, Porównać jej nie można z tą, co tylko czasem Człowieka dreszczem przejmie - jak płomień uderzy W mózg, gdy lisiura z gąszczu rudy pysk wyszczerzy Albo rogacz wygięty jak łuku cięciwa Pręży się pełen gracji i piersią przeszywa Siwe podszycia lasu, by umknąć w gąszczary... O zającu nieszczęsny! Leśna demokracjo! Zdumiała się nieco w polu, chociaż nie jest racją Jeszcze, żeś większy sporo od srok i skowronków... Narażałeś się srodze wśród drobnych zagonków, Toteż wczoraj cię bito w polu bez pardonu. Dziś za to inna sprawa - w knieji... Już Pan Domu Rozstawiał wzdłuż pod ścianą podszytego lasu Myśliwych, idąc żwawo, by nie tracić czasu. Każdemu ruchem ręki miejsce pokazywał, Palce na usta kładąc - do spokoju wzywał. Sam na końcu pod prostym kątem linję złamał I głęboko klamorował. Gajowy nie kłamał, Mówiąc, że kota będzie dzisiaj w lesie sporo, Bo gdy tylko zatrąbił na "ruszaj" i skoro Krzyk naganki i postuk przeszył knieji łono, Wnet z pod śnieżnej pościeli kota wypłoszono. Świadczył o tem wzmożony tumult wśród naganki: "Nie daj! Nie puść!" wołano. Romantyk kochanki Przybycia oczekuje z równem serca biciem, Jak myśliwy zwierzyny, co dąży podszyciem, Zwłaszcza kiedy podobne usłyszy wołanie. Rumor wzmaga się ciągle, aż wreszcie strzelanie, Z początku sporadyczne, zmienia się z czasem W gęste strzały na linii, wstrząsające lasem. Naganka pcha zwierzynę, do linji przyciska, Coraz częściej przez linję szare widmo pryska Strzał z przwej! POtem z lewej! Wśród śnieżnego pyłu Widać umykające jeno kształty tyłu... Wnet znowu poprzez metę kocina przemyka - Strzał sąsiada: za krótki! I tylko omykla Biel zabłysła na świerków zadumanych w farbie... Raptem - słychać zryw ptaka i w królewskiej barwie Płynie kogut bvażanci na zagaj - filuje... Strzał po strzale ze świstem w blaskach eter pruje, Przełamany ptak pada, roniąc liczne pióra... Kanonada trwa nadal - w dreszczu cierpnie skóra! Miot ma się ku końcowi. Widać coraz częściej Rulującego kota i błysk białej sierści Z podbrzusza, kłakiem zwanej, albo też turzycą... Wreszcie wyszła naganka. Teraz wszyscy liczą Ile razy strzelali, ile sztuk ubili, Ilekroć kto spodłował, nie skorzystał z chwili Lub w ogóle przegapił... Wszyscy ożywieni I obfitością wrażeń mocno podnieceni... Gospodarz tylko sprytny z boku strzały liczył, W czym wśród wczorajszych kotłów dobrze się wyćwiczył. Widział też liczne strzały trafne i chybione... Szybko szedł ku myśliwym. Ręce rozstawione, Jakby kury zaganiał, na kształt krzyża wznaszał, To opuszczał je naprzemian. Widać, że się zhasał, Bo srodze zasapany spieszył drobnym krokiem. I nawpół pogardliwie mierzył strzelców wzrokiem. Już chciał mówić, przystawał i chwytał powietrze, Wnet znów ruszał z ferworem... Myślałbyś, że zetrze Myśliwca, co pudłował, nie tylko spojrzeniem, Gdyż sunął zbyt gwałtownie, z dziwnym pięści drżeniem! Odetchnęli myśliwi, gdy zabrzmiał głos szczery: "Ale podle strzelacie! Dalibóg! Fuszery! Nie chciałbym tu nikogo dotknąć, lub urazić, Zwłaszcza, że sam nie tęgo strzelałem, ale wrazić Darmo tyle ołowiu w ziemię i w chojnaki, To tylko może fuszer! Boć rezultat taki Mówi już sam za siebie: liczyłem nie kłamię, Sześćdziesiąt osiem strzałów! Myślę, że się złamie Podwoda, daję słowo, od trofeum licznych! Tymczasem podniesiono jakichś anemicznych Kilkanaście zajęcy, bażanta i kurę..." (Tu jeden spośród strzelców pilnie patrzył w górę, Jakby z tego rachunku nie wszystko dosłyszał...) "Racja - ciągnął Gospodarz - ( i już ledwo dyszał, Tak się srodze zasapał) - że dnia wczorajszego Prawie wszyscy strzelali zupełnie "niczego", Nawet powiem, że większośc niemal znakomicie, Boście narżnęli kotów, do licha, sowicie... Lecz to w kotle! Ba! Właśnie! Tu jest sztuka cała, Tu się widzi, wśród knieji, przy kim to się chwała I sława łowieckiego imienia zostaje... Darujcie, że tak mówię... Boć jeszcze nie łaję! Pozostawiam to sobie do następnych miotów, Bo widzę, że bez tego to mi dwustu kotów Pewno nie ustrzelicie, a wodzcie,że pudło Każde wasze partackie - mych dochodów źródło Pomniejsza! Dziś są bowiem takie ciężkie czasy, Że doprawdy, ha! ha! ha! za darmo hałasy Czynić w knieji, Ha! ha! ha! to już nie wypada... I do was nie pasuje - krzyknął - Jedna rada Jest tylko sprawiedliwa, drodzy przyjaciele: Strzelać dużo - lecz za to pudłowiać nie wiele! Przedewszystkiem pośpieszać!..." Naganka już właśnie Zachodziła miot drugi. Wtem ktoś z boku wrzaśnie: "Pilnuj! z tyłu!" - i szarak śnieżną biel przecina Tuż koło Gospodarza. Ten się w łuk wygina I pali z prawej. Pudło! Z lewej - takie same!!! "Na migawkę to złapać i oprawić w ramię!" Woła ktoś wśród przyjaciół, nie mniej jadowicie! "Sprawiedliwości zadość stało się!" Tu skrycie Gospodarz okiem łypnął i odrzekł:"Masz rację! To przynajmniej zrównało nasze reputacje!..." |