|
Dużoby o tem mówić, ile wesołości,
Ile śmiechu, dowcipu, wybuchów radości Rozproszyło się w knieji pośnieżnym całunie... Teraz orszak myśliwych zwolna do dom sunie. Każdy z swym towarzyszem zajmująco gwarzy, Żywy w gestach i w mowie - czerwony na twarzy. Każdy dawno już zgubił uśmieszek obleśny, Każdy czuje, jak gdyby ów aromat leśny Wlał mu w rzyły i w płuca coś nowego z życia... (Nawet skutki gnębiące srogiego przepicia Uciekły gdzieś szczęśliwie). To też przy humorze, Jak gdyby odrodzonym, niby złote zorze Słońca, pośród myśliwych wybuchają śmiechy, Świadczące o napięciu ogólnej uciechy... Radość rozbrzmiewa echem i w knieję się wtula... Przed chwilą właśnie zaszła słońca złota kula, Więc jeszcze tylko odblask z wyżyn firmamentu Śmigłym sosnom nie szczędzi jakby komplimentu I złotem zrumienionym korony ich darzy Za to świerk, co poniżej, o cichym śnie marzy, Już pokumał się z brzozą, co nad nim warkocze Rozpostarła pieściwe - razem na ubocze Spoglądają wpółsenni, gdzie bezpiecznie drzemie Stary dąb, patriarcha, wrosły silnie w ziemię... Jeszcze chwila, a szczezną kontury realne, Rozpłyną się po lesie nikłe, niewidzialne Cień przychodzi i sinym zasuwa woalem Śnieżny dywan, mieniący się w zmierzchu opalem... ..... ..... ..... ..... Tymczasem wśród myśliwych, jadących na brykach, Po wszystkich śmiechach głośnych, po naganki rykach, Nagle zaległa cisza. Każdy szeptem gwarzył, A niejeden zupełnie zamilkł, niby marzył... Pojawił się w swej dasze, rękaw w rękaw wsadził I dyskretnie to czynić sąsiadowi radził... W takiej to kontemplacji wyjechano z lasu. Konie raźno parskały. Od czasu do czasu Ktoś ziewnął niedyskretnie, kiedy kichnął srodze... I nastrój prysnął szybko na grudziastej drodze, Która wiodła od lasu do samego dworu... Wnet się przed nim zjechano - już w gwiazdach wieczoru Pani ze służącemi właśnie w sieni stała, Gdyż przez okna pojazdów turkot usłyszała. Pierwszy przybył Pan Domu ze swoim kompanem I z humorem, (Daligób dziś nie spotykanym!) W pełni sił, chociaż dwa dni sam łowy prowadził, Doprawdy jakby młodzik z wasągu wysadził! Radziby zeń wziąć przykład niektórzy nemrodzi Wiekiem równi i młodsi, lecz zdjęła ich trwoga... Jeden, prostując członki, nawet "O dla Boga!" Szepnął... Tego tu właśnie tylko brakowało! Pan Domu jęk usłyszał. Podbiegł - "Biedne ciało! Rzekł czule - Może wezwać pogotowie!"... Chciał się bowiem wywnętrznić w delikatnym słowie... Lecz zaraz ryknął z furją: "Ruszaj się niemrawo, Bo już nas oczekują z herbatą i kawą!..." Zarazem podał rękę z niewymowną gracją, Popartą gospodarskiej uprzejmości racją. Potem coś w zaufaniu do siebie szeptali I, wchodząc na krużganek, w drzwiach się uściskali... |