|
Salony i pokoje rozmową zawrzały,
Jak ul pszczół. Nic dziwnego, bo tych co nie brały Udziału w polowaniu, było osób wiele, Wypoczętych po "wczoraj" na duchu i ciele. Więc gdy myśliwi zeszli z swych apartamentów Zaraz się zaroiło i od komplimentów Wzajemnych i dousserów lica promieniały... Wnet w salonie się zebrał mężczyzn komplet cały, Strojnych w czarne smokingi, których łono śnieżne, Spięte czarną krawatką, sztywne, nielubieżne, Stanowi jakby pancerz na strzały Amora... Panie ubrane strojnie - każda jak Aurora, W linjach i powiewności wyrafinowane Według ostatniej mody zaondulowane... Każda z piękną torebką do sukni dobraną, W której kryła kolekcję dobrze wszystkim znaną Drobniutkich instrumentów - stróżów jej piękności. Niedostepnych przyjaciół czaru i młodości Opiekunów oddanych, (zwłaszcza gdy kalendarz W antreptyzę brał Balzac - miłosny arendarz...) Woń perfum pomieszanych, co w zmysły uderza I odwagę podnieca, jakby na rycerza Pasowała mężczyznę, tłumiąc w nim obawy, Ów zapach czarodziejski wespół z wonią kawy, Roznoszonej na tacach z herbatą, koniakiem, Stosem chr óstu i pączków, nabrzmiałych arakiem, Sprawiała, iż tak było, jakby luta zima W wiosnę się zamieniła, co się serca ima... Ciepło komnat, błysk świateł,wdzięk mebli antyczych, Miękki szept ust niewieścich - ileż romantyczych Zjaw wydają i wstrząsów w dpznaniu poety Wrażliwego na piękno - lub mistrza palety!... Właśnie wśród tych zapachów pięknych i uniesień Wspomniano w rozmowie towarzyskiej jesień, Obliczając rezultat plonów. A więc jedni Twierdzili, że zdrożeje pewnie chleb powszedni, Bo żyta i pszenicy w kraju będzie mało, Gdyż na ogół w omłotach nietęgo sypało. Drudzy zapowiadali, że chwościk w burakach I zgorzele liściowe wyrażą się w brakach Pieniężnych, jako skutek klęski w ziemiopłodzie. Inni o wydarzeniach gwarzyli, o modzie. Ktoś mówił o występach sławnego Kiepury... O nowych prądach sztuki i literatury, Zbytnim naturaliźmie i stronnej krytyce... Byli również i tacy, co się w polityce Lubując oderwali od całego grona I w wygodnych fotelach, ponoć od Becona Rozpocząwszy dysputę, doszli do Stalina, Mogłaby o tem świadczyć pełna grozy mina Dzielnego rezonera i gesty wymowne. Z drugiego zresztą końca sali ucho łowne Już słuszało:...Bolszewizm, czy komunizm - jedno, Atoli, na mój rozum, tej złej sprawy sedno Nie tkwi w instynkcie, tylko w społcznym systemie, W którym całego świata masonerja drzemie Najspokojniej - a z nią działają najęci Przez nią samą godzeni i płatni agenci! Dlatego, mam wrażenie, że i w naszym kraju Kręcą się wysłanników z sowieckiego raju Setki, tysiące, nawet dziesiątki tysięcy... "Trzysta dwadzieścia cztery ubito zajęcy, Osiemnaście kogutów bażancich, dwie kury, Jastrzębia, mendel króli - niechno liczy który, Do djabła, bo już mi się suma pomyliła!..." Wpadając grzmiał Gospodarz. Pani aż skoczyła! -"Wicku" rzekła.(Na imię miał bowiem Wincenty). Nie dokończyła zdania, gdy wonne hjacynty Nagłym ruchem niechcący, z mahoniu strącone, Padając wraz z doniczką, ziemią obłocone, Wśród potłuczonych skorup na podłodze legły. Ku tragocznym hjacyntom mnogie ręce biegły, Jak gdyby na ratunek, a Pani spłoniona, Pomagając podnosić, rzekła:"Wicku drogi! To głupstwo, choć żal kwiatów, lecz spójrz na swe nogi!... W butach, prosto z podwórza, wchodzisz do salonu! Sądzę, że formą taką nie dodajesz tonu!..." - - "Właśnie, że nie z podwórza idę, tylko z kuchni - - Wybuchnął - tutaj oko nikomunie spuchnie Napewno od takiego widoku, Kochanie! Dla ciebie pierwszy salon - dla mnie polowanie! Właśnie kończyłem w kuchni naganki wypłatę. Gajowym sznapsa dałem, jakio pierwszą ratę, Resztę dostaną potem..." - Tu w myśliwych stronę Zwrócił się pojednawczo, a spłonioną żonę Z szacunkiem w obie ręce szczerze ucałował I przebierać się szedł żwawo. Już się za drzwi chował, Gdy nagle zwrot w tył czyniąc i patrząc na gości, W ich oczy roześmiane i pełne radości, Rzekł jeszcze raz do żony: "Naprzód obowiązki, Potem flaki i klaki - wstążki i podwiązki!..." To rzekłszy, ha! ha! ha! ha! czterykroć wykrzyknął I w tym smiechu, za drzwiami wszystkim z oczu zniknął. Podobno, że na schodach "etykieta" mruczał I coś tam z epitetów - lecz że salon huczał Od śmiechu ogólnego, przeto nie słyszano I za formy uszczerbek pretensji nie miano... |