|
Prozo natury ludzkiej! Prawdo wiekuista!
Podstawo sił fizycznych! Chwilo uroczysta! Różni różną ocenę do waszych wartości Stosują, bowiem zawsze do okoliczności Miejsca, czasu czy stanu trzeba was dostrajać: To umniejszać w potrzebie - to znowu podwajać, Zwłaszcza, kiedy w grę wchodzić muszą obyczaje... O niecny Lukullusie! Z czasów twych zwyczaje, Choć paru grzechom głównym do dzić dnia hołdują, Przetrwały lat tysiące i w ludzkiej nurtują Naturze bez obawy...O duchu Bachusa! Zdradny impulsie życia! Przemożna pokusa Ponoć tkwi utajona na dnie złotej czary, Którą wznosisz ku słońcu, gdyż młody czy stary Rad zwykle wchodzi z tobą w zbytnią poufałość I pijąc z owej czary, przysięga ci stałość... Takie widać przysięgi składało pospołem Zebrane towarzystwo za szerokim stołem, Zastawionym od brzega do brzega obficie Wszelakiego rodzaju, tudzież znakomicie Przyrządzoną zakąską, a nadto trunkami Pierwszorzędnej jakości. Więc też wszyscy sami Sobie albo sąsiadom szczerze napełniali Kieliszki, choć Gospodarz z synem pilnowali, Chodząc dokoła stołu, czy aby próżnego Kto nie ma, chcąc w tej chwili przepić do każdego... Wzmogło się przeto wkrótce humoru ciśnienie, Rozmowy się zmieszały - wreszcie w istne wrzenie Głosów ludzkich zlały się, przerywane śmiechem, I do sąsiednich komnat przenikały echyem... Gospodarz, czując nastrój, nie zasypia sprawy: Wszędzie, gdzie może, sięga, podsuwa potrawy, Przede wszystkim dolewa...(Ach to dolewanie! Tak zzawsze ryzykowne, zwłaszcza, gdy są panie!) Chwała Bogu, choć doszło granic Rubikonu, Tym razem, trzeba przyznać, nie zepsuło tonu, Ani przyzwoitości formy - tak bezpiecznie Jakoś się pogwarzało, wesoło, dorzecznie, Że o milszy gwar trudno... Pan Domu tymczasem, Podniecony ogólną wrzawą i hałasem, Widząc, że niejednemu już się oczy świecą, A dowcipy, jak z rogu obfitości lecą, Pomnąc nastrój młodzieńczy z czasów korporacji, Sam dowcip prowokuje - obiad do kolacji Podobnym raczej czyniąc, gdyż strzałki zegara Mknęły niepostrzeżenie, a żytniówka stara, Jarzębiak i koniaki, zebrane w żołądku, Zaczęły czynić swoje i w dowcipów wątku Nasuwały niteczki lekkiej pikanterji Na woal filuternych wdzięków kokieterji. Gospodarz dobrze wiedział, że dość ryzykowne Stają się te dolewki, zwłaszcza, gdy wymowne Spojrzenia żony chwytał, która słusznie drżała O dalszy ciąg obiadu; pomimo to działa Nieustępliwie, rzekłbyś, jest w swoim żywiole, Jako mężny, podczaszy... Szczęściem, że na stole Poczęto czynić zmiany, przed podaniem zupy. Widząc to, Pan Wincenty, jak gdyby do kupy Myśli zbiera, przystaje, bystrym wzrokiem bada Rozognione oblicza, wreszcie do sąsiada, Za którym stał z butelką, nagle się nachyla I czując,że się zbliża owa słuszna chwila, Kiedy trzeba pić przestać, jeszcze raz namawia Na kolejkę ostatnią... Sąsiad się zastawia: Że już dosyć, doprawdy, nie może, że syty, I że trzeba na damy mieć wzgląd należyty... Daremnie! Bo Gospodarz kielich w międzyczasie Pusty znowu napełnił, mówiąc: "Na Parnasie, Przy boginiach bożkowie, jak te smoki pili I ponoć dobrze było! A czy się mylili, Grając potem w gerłasza, lub innego bridża, To już jest inna sprawa! Ha! ha! ha!"... Tu rydza Kiszonego ze strołu na widelec bierze, I do ust podnosi, (Bo już zgłodniał szczerze, Zwłaszcza, że wypił sporo). Lecz pragnąc sąsiada Jeszcze raz do wypicia zmusić, - "Trudna rada!- - Prawi, trzymając nadal rydza - niewypada Odmawiać! Gadaj przeto: możesz wypić?" - "Mogę..." - "No! Toś mi brat! Pijemy na tę drugą nogę... Bo już zupę podają!" - To rzekłszy z sąsiadem Trąca się i przepija - ten zaś jego śladem Czyni to samo, przedtem jednak westcgnął błogo Szepcąc: "Jakby to dobrze było być stonogą!"... - "Niechże cię kule biją! Ty mój marzycielu! - - Zaśmiewa się ospodarz - Ha! ha! ha! Wśród wielu Rzadko kto tak potrafi być szczerym! To lubię!..." Rzekł i czule go ściskał, gdyż sam miał nieco w czubie Miał już, o czem mówiły oczy, jak płomienie... "Stonogo! Hę! Stonogo!" - mruknął, a wspomnienie Dowcipnej odpowiedzi wesołym wyrazem Aż biło z jego źrenic, zwilzonych tym razem Łzą śmiechu serdecznego... Potem, gdy za stołem Siadł, łącząc się wreszcie z huczącym zespołem, Spostrzegł, iż w tym zamęcie całkiem o jedzenie Nie dbał, chociaż był głodny i przez roztargnienie Usiadł z widelcem w ręku, na którym rydz płowy Smętniał!..................................... .............................................. ........ Obiad dobiegał właśnie do połowy. Gdy, dzwoniąc z lekka w kielich, z miejsca się podnosi Smukły Peratjakowicz. Chwilę wzrokiem prosi O spokój: i wnet cisza posłusznie zalega Wokół stołu, a mówca jeszcze raz przebiega Oczyma po zebranych, jakby pokonywał Rodzące się wzruszenie - wreszcie się odzywa, Zwrócony w stronę Pani, ową śpiewną mową, Jaką mają kresowcy,(Każde chyba słowo Spowite w taki akcent, staje się pieściwe, A muśli z nich złożone - bodaj bardziej tkliwe) To też czarował wszystkich, tak pod względem słowa, Jak i myśli głębokiej, dusza bowiem zdrowa Była źródłem ich mocy i piękna... Zebrani wyczuli więc intencje zaraz, w stronę Pani I Pana kierowane, gdy mówił, że łowy Strojeckie mają urok niemal wyjątkowy W swojej skali szeroki i organizacji Sprężystej, energicznej, oraz pełnej gracji I stylu łowieckiego. Gdy zaś mówił potem, O polskiej gościnności, anie mniej i o tem Ile w ich domu człowiek zaprawdę doznaje Owej pogody duch, że wprost słów nie staje Aby móc się wyrazić (przytem bez przesady, Twierdząc, iż to dać mogą jedynie zasady I cnoty, zaszczepione takim pokoleniom, Które kult dla przeszłości mają, oraz cieniom Swych przodków hołd oddając - współżyją z żywymi) Wszyscy byli wzruszeni słowami takimi... Gdy finału dobiegał i w mowie wyliczał Plon pracy dwojga ludzi - słuchaczów oblicza Spoważniały w skupieniu i znieruchomiały, Świadcząc, że efekt tęgiej mowy był niemały... A kiedy dla wiwatu mówca kielich chwytał I z oczu gospodarskich wyraz szczęścia czytał, Kończąc: "za wszystkie, słowem, doznane rozkosze I za trudy rąk waszych - w wasze ręce wznoszę Puchar - a z nim podziękę"...Zebrani powstali I sunąc z kielichami, tłumnie się zbliżali Do zacnych Gospodarstwa... Teraz Pan Wincenty, Wzruszony niewymownie, jednak uśmiechnięty, Gdy wszystkim podolewał wina do pełności, Staje i w krótkich słowach pije "...zdrowie gości"... Zrazu zdaćby sieę mogło, że się nieco stropił Przemówieniem poprzednim, lub za wiele popił, Taki bowiem był nieswój i zakłopotany, Jakby mysli pogubił, Gospodarz kochany!... Ale gdy spostrzeżono, że stoi, nie siada I że wzrokiem skupionym sytuację bada, Każdy zamilkł. On tymczasem ręką gładził głowę I błysnąwszy uśmiechem, rozpoczyna mowę:... Boże! Ileżby trzeba wyliczyć momentów Znakomitych w wyrazie, tych, co z elementu Wrodzonego poczucia humoru tryskały Groteską, pełnią życia... Poprostu zmuszały Wszystkich gości do śmiechu swą bezpośrednością, Lub finezją dowcipu... Z jakąż to radością Słuchało się wplatanych całemi kwestjami Tyrad z Fredrowskiej "Zemsty". Iluż konceptami Perliła się ta mowa, żywa, błyskotliwa, Niezwykła w swej formie, gdyż miejscami tkliwa A jednak dziarska, tony miała kontrastowe, Przytem tak zbudowana, iż mówców połowę Zastąpiła zupełnie, bowiem wyczerpała W sensie i treści - wiele: a więc słuszna chwała Króla łowów, ujęta w sposób żartobliwy Znalazła swoje ujście w wiwacie nobliwym Którego wątek polskiej niewiasty dotyczył I był szczytem uznania. Mało kto by zliczył Tak dokładnie i w sposób pełen szarmaterji Wszystkie cnoty kobiece. W tej wdzięcznej materji Mówca przeszedł sam siebie...Jak muzyk natchniony, Co z podświadomych uczuć wydobywa tony Różne i barwne w dźwięku, tworząc z nich sonaty, Ballady fantastyczne, pieśni, poematy, Jak Gospodarz z wzniesionym ku górze pucharem Śpiewał na cześć niewieścich zalet. A że darem Wymowy mógł się szczycić, przeto żywe słowa Zasłuchami łowili, szepcząc: "To jest mowa!..." Wtem ospodarz z metafor do rzeczywistości Myśli nagle kieruje. Spogląda na gości, Uśmiecha się nieznacznie, wreszcie wzrok na panie Przenosi i z estymą chwilę patrzy na nie, W końcu rzecze: "Czy kto wie w czem tkwi tajemnica Humoru dzisiejszego? Co nam tak przyświeca, Że promienni jesteśmy i pełni radości, Jakby nam lat ubyło... Jakby stare kości Raźniej się, elastyczniej kumały z mięśniami A krew dorąca żywiej mknęła arterjami?... Komu to zwdzięczamy taką nagłą w sobie Zmianę? O! Przyjaciele! Kto mi z was odpowie?..." " Drobniutkich, jako sługa wierny i podnóżek!... ..... ..... ..... ..... ...... Brawo - wołają wszysc. Słychać szczęk kielichów, Szurgot nóg, rumor krzeseł, hichot damskich śmiechów. Powstał ruch niebywały. Każdy stół okrążał Dookoła, gdyż rączki całować podążał Ślicznych: Zofji Leszczyńskiej i Wandy Zajdowej Pysznych, jak kwiat magnolji: Jadwigi Zanowej, Tudzież Elwiry Miller i Pani Maryli.. Wreszcie wszyscy przy paniach wino wychylili Do dnia i zaśpiewawszy dla polskiej niewiasty "Sto lat!" - na miejsca wracali... Wszystkie toasty, Powiązane dowcipnie i wypowiedziane W sposób godny retorów, miały wszelkie dane Po temu, aby humor został już do końca Złotym, pełnym radości, jak promienie słońca... |